NA ANTYPODACH …….. ROZUMU!
To, że niektórzy znudzeni monotonią urzędu politycy, chcą czasami “zaszaleć” to jeszcze można niekiedy wybaczyć. Cóż bowiem do roboty ma sprawujący urząd prezydenta RP? Nawet nie wiem jak spolegliwy i wierzący człowiek nie jest w stanie przeczołgać się 5 lat na kolanach od parafii do parafii. Przecież takiej pielgrzymce to nawet kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej nie jest w stanie podołać. Monotonię kościelnej kruchty można uzupełnić podpisywaniem gdziekolwiek i czegokolwiek, ale to też nie porywa. Tak więc Andrzej Duda, notariusz od specjalnych poruczeń, od trzech lat jak stróżujący owczarek, nomen omen niemiecki, stawiający się karnie na każde żądanie i podpisujący jak leci wszystko co mu Prezes każe, też postanowił zaszaleć, i trzeba przyznać, że zrobił to z ułańską fantazją.
Można i należy punktować gafy, błędy, niezręczności osoby zupełnie nie potrafiącej odnaleźć się we współczesnym świecie. Wszystkim nam jest zapewne głupio i zwyczajnie wstyd, gdy Prezydent Polski zwracając się do Premier Nowej Zelandii dziękuje Irlandii, w obecności Króla Haralda V zalicza Norwegię do krajów bałtyckich, a w ramach dyskusji dla potrzeb nowej, zawieszonej już ustawy Patryka Jakiego o IPN twierdzi, że w czasie II wojny światowej Państwo Polskie nie istniało. Takie przykre wpadki zdarzają się niemal każdemu, a miarą kompetencji Urzędu i sprawującej go osoby jest ich ilość, a najlepiej ich brak. Tu p.o. Prezydenta RP wypada bardzo słabo, ale nie to jest najistotniejsze. Gorzej, jeśli Prezydent nie dba o dobro kraju i bezmyślnie dysponuje naszymi wspólnymi środkami. Przelot do Australii i Nowej Zelandii liniami Emirates, w sytuacji gdy PLL Lot ma stałe połącznie z Singapurem, a dalej poprzez będące w Star Alliance kompanie Thai, Singapore Airlines lub Air New Zealand, z Sydney i Wellington spowodował, że niemal 1 mln zł przetransferowano do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Można by rzec, że to tylko milion i nie jest to żadna istotna kwota w skali Państwa, a sam dobór linii lotniczej uzasadnić na wiele sposobów, a w ostateczności przyznać się do nieroztropności znajdując jakiegoś kozła ofiarnego. Niestety to wszystko to tylko tło w obrazie całkowitej indolencji, nieznajomości światowych realiów oraz czerpania wiedzy przez polskie służby dyplomatyczne i wywiadowcze z…… no i tu jest problem, bo nie sposób dociec czym się kierują i skąd pobierają informacje. Chciejstwo i megalomania połączona z bezradnością i topornością działań, i ten niczym nie zmącony wraz oczu tęskniących za rozumem dopełnia wizerunku naszych władz, służb dyplomatycznych i ich doradców dobranych na podstawie klucza przynależności partyjnej. Wydawać by się mogło, że po Annie Fotydze i Witoldzie Waszczykowskim nic gorszego przytrafić już się nie może. A jednak.
Wyjazd Andrzeja Dudy na Antypody doskonale pokazuje na jakich antypodach intelektualnych znajduje się obecna klasa, a właściwie kasta rządząca. Dobieranie „Misiewiczów”, którzy tym głośniej klaszczą im większy jest blamaż Urzędów Premiera i Prezydenta, doprowadziło do rujnacji wizerunku Polski na arenie międzynarodowej i podkopało jej pozycję jako solidnego i wiarygodnego partnera. Ta wizyta jest podręcznikowym przykładem czego w dyplomacji robić nie wolno. A nie wolno było przede wszystkim do niej dopuścić.
Głównym punktem wizyty miało być podpisanie listu intencyjnego w sprawie zakupu wycofanych z użytku fregat Adelajda. Kontrakt negocjowany był od lipca 2016 r., a zatem musiał być znany Premierowi, tym bardziej, że chodziło o kwotę ok. 2 mld. zł. Tymczasem tuż przed wylotem transakcja zostaje zablokowana przez Morawieckiego, choć ten później temu zaprzecza. Wypowiedzi głównego orędownika zakupu fregat, szefa BBN Pawła Solocha, w zderzeniu z wypowiedziami Premiera Morawieckiego wskazują, że któryś z nich kłamie. Pozostawiając do oddzielnej analizy potrzebę zakupu australijskich okrętów widać konflikt między obozem Prezydenckim i Rządowym, a pokłosiem tego jest dyplomatyczny blamaż w oczach Australii i całego świata. Widzimy całkowity brak profesjonalizmu w przygotowaniu wizyty prezydenckiej. Poraża poziom dyletanctwa i amatorszczyzny, a wszystko to z dumnie wypiętą piersią, biało-czerwoną w klapie i orłem nad głowami. Skala tej nadętej bufonady niesie za sobą ogromne zniszczenia w postrzeganiu Polski. Z roli partnera zeszliśmy do poziomu wpraszającego się na spotkanie klienta. Tak, Andrzej Duda wsiadając na pokład samolotu wiedział już, że zmierza na Antypody jako turysta, a nie Prezydent. W takiej sytuacji winien był pod byle pretekstem z tej eskapady się wycofać, ale nie było takich mądrych, by mu to podpowiedzieć. Dalszy bieg wydarzeń jeszcze bardziej obnażył amatorszczyznę zaplecza rządzących elit i ich samych. Jak można było się spodziewać, strona australijska, wiedząc, że Andrzej Duda tym razem nic nie podpisze, co musiało być dla nich też nie lada zaskoczeniem, obniżyła rangę spotkania. Prezydenta przywitał i zrobił sobie z nim pamiątkowe zdjęcie premier Malcolm Turnbull, ale do rozmów oddelegował ministra obrony narodowej. Takie zestawienie rozmówców to policzek dla Polski, dla samego Prezydenta i dyskwalifikacja dla polskich służb dyplomatycznych. Przecież na miejscu był polski Minister Obrony, więc Andrzej Duda mógł i powinien wystawić go jako równorzędnego rangą partnera. Ale tego nie zrobił, a w świat poszła informacja, że polski Prezydent toczy rozmowy z ministrami. Upadamy coraz niżej, ale jak mają nas traktować poważnie, jeśli sami siebie poważnie nie traktujemy. Akurat w tej sytuacji Prezydent mógł zaprezentować co znaczy godność i honor. Na tym jednak nie koniec blamażu. Zaledwie 4 dni po szeroko propagowanym przez rządowe media sukcesie wizyty w Antypodach, ilustrowanym uściskiem dłoni Prezydenta z Premierem Australii, ten ostatni przestał być Premierem. Zadać sobie należy pytanie: kto przygotowywał tę wizytę i kto robił rozpoznanie? Jakie czynności wykonywały służby dyplomatyczne i konsularne? Czy przygotowanie wizyty polegało tylko na zakupie biletów lotniczych i znalezieniu hoteli przez Internet? Czy ktoś przejrzał tamtejsze doniesienia medialne, gdzie już od jakiegoś czasu mówiło się o zmianach w rządzącej Partii Liberalnej? Ale niby kto miałby to robić? To może byłoby śmieszne, gdyby nie było tragiczne.
Wszystko robione jest w tajemnicy, nocą, w pośpiechu, a efekty widać. Polska dyplomacja nie istnieje i niestety świat to widzi. Staczamy się na margines wpływów na decyzje strategiczne, ważne dla Europy i dla świata. Nie posiadamy zdolności koncyliacyjnych, bo do wszystkich mamy żal albo roszczenia. W tym kontekście zadziwia całkowity brak konfliktów z Rosją, a decyzje o rozbiórkach pomników żołnierzy radzieckich przechodzą niemal bez echa ze strony Moskwy. Za to bardzo mocno wzrósł eksport węgla z niby Rosji, a tak dokładnie z zaanektowanego Donbasu. Wzrasta też import gazu.
Tak właśnie wygląda polska dyplomacja, a nazwanie tych osób przez Władysława Bartoszewskiego dyplomatołkami jawi się dziś jako dobroduszny eufemizm. Trzeba jasno powiedzieć. Ta władza nas ośmiesza. Ta władza działa na szkodę Polski. Ta władza doprowadza do apatii. Energiczne i przedsiębiorcze jednostki zniechęca do pracy, obciążając coraz nowymi daninami. Słabszych na rynku dezaktywuje i demoralizuje. Rozdając subwencje, w końcu doprowadzi do tragedii. Wtedy zgodnie z życzeniem ich wyborców, wszyscy będziemy mieli po równo, ale jak w komunie – będzie to równy podział biedy.